Ostatnio temat konserwacji zrobił się nieco zapalny, zwłaszcza dla niektórych "ocynkowanych", więc trafiła się okazja, żeby pokazać, jak temat wygląda od kuchni.
Pacjent to Yaris 1, 180kkm nalotu. Właściciel - podobnie jak ja - uważa, że nie ma półśrodków, bo albo będzie dobrze albo lepiej nie robić. Tą metodą też szukał swoich samochodów, także, no... hmm... chwilę to trwało. Tą metodą był też montowany zawór tankowania LPG (i dostałem permisję na publikację zdjęć TYLKO pod warunkiem, że będzie to pokazane
). Takie podejście ma plusy i minusy, bo z jednej strony nie trzeba tłumaczyć rzeczy oczywistych i jest przyjemna atmosfera pracy... a z drugiej jak się dwóch świrów-pedantów dobierze, to jest armageddon, nocne Polaków rozmowy, i rdzawy blues o czwartej nad ranem...
Po zgrubnym ustaleniu, że auto jest strasznie zgnite i to w ogóle wstyd dla Toyoty, że robi taki badziew, który ośmiela się korodować, doszliśmy do jako-takiego porozumienia, ustaliliśmy termin z gatunku "mam czym jeździć", środki, które będą użyte (bo mamy rozbieżne zamiłowania, a w końcu klient nasz pan) i rozstaliśmy się w pokoju (tzn. w garażu, a właściwie to na podjeździe). Część środków mam zamówić ja, reszta zostanie mi dostarczona, jest plan zrobić to po bożemu, a co wyjdzie... to się okaże.
Na początek fotki stanu "zero", czyli tak, jak auto wjechało. Jest lekki nalot rdzy na tylnym stabilizatorze i belce, kilka pokrytych nalotem zgrzewów, także sprawa jest poważna i warta przemyślenia, czy to w ogóle jeszcze robić takie stare auto, czy od razu nie wyzłomować
Miłego scrollowania. Jak już nieraz pisałem: liczę na merytoryczną dyskusję bez prywatnych wycieczek i udowadniania wyższości jednych świąt nad drugimi. Z góry dziękuję.
Pierwszy etap: zgrubna rozbiórka, żeby wstępnie opłukać podwozie i różne zakamarki, gdzie (jak widać) fajnie zbiera się piasek.
A tak to wygląda po opłukaniu od spodu: