(K)raj na ziemi - Toyota Land CruiserKostaryka niezbyt często gości na łamach światowej prasy czy w telewizji. Może to zresztą i dobrze, bo dzięki temu pozostaje oazą spokoju. Tylko nieznacznie spokój ów zakłóciła Toyota, organizując tu prezentacjęodnowionej terenówki Land Cruiser.
Japończycy dobrze wiedzieli co robią wybierając na miejsce testów AmerykęŚrodkową. Po pierwsze, Land Cruiser uchodzi za auto, które "może wszystko"; po drugie, na kostarykańskim rynku Toyota jest liderem sprzedaży. Pierwsze Land Cruisery pojawiły siętu w latach sześćdziesiątych; część z nich pewnie jeździ do dziś, bowiem na drogach i bezdrożach Kostaryki można spotkać całe spektrum aut terenowych z ostatnich kilkudziesięciu lat. Wynika to jednak nie z dbałości tamtejszych macho o swój wizerunek, ale jest podyktowane "okolicznościami przyrody". Nierzadko asfalt kończy siętuż za rogatkami miasteczka, a to, że na mapie jest droga, nie musi oznaczać, iż ma ona asfaltową czy betonową nawierzchnię. Jeśli dodać do tego górzystość terenu oraz obfitość tropikalnych deszczów, wybór jest jasny: dla większości mieszkańców koń albo terenówka są jedynymi możliwymi środkami lokomocji.
Koni nam nie użyczono (pewnie i tak by sięnikt nie umiał nimi "posłużyć"), ale terenówki owszem, i to właśnie rzeczone Land Cruisery, podrasowane na sezon 2005. Tym razem inżynierowie Toyoty pogrzebali tylko w środku, a zaczęli od silnika wysokoprężnego 3.0 D-4D./.../ Nowe są także skrzynie biegów - sześciobiegowa mechaniczna oraz pięciostopniowy automat./.../ Podczas trzech dni jazd "zrobiliśmy" Land Cruiserami około 700 kilometrów, z czego połowa to trasy poza utwardzonymi drogami. Jedynie raz zdarzyła nam siępoważniejsza opresja - nie mogliśmy o własnych siłach wyjechać z błota. Gdy podczas przerwy spokojnie raczyliśmy sięspecjałami miejscowej kuchni, nad przygotowanym naprędce parkingiem przeszła potężna ulewa. Z szosowymi oponami szanse ruszenia pod góręw błotnistej mazi spadły do zera - ale w końcu byliśmy tam grupą. /.../
Costa Rica" to po hiszpańsku "bogate wybrzeże". Taką nazwęnadał tym ziemiom Krzysztof Kolumb, który dotarł tu w 1502 roku i został przez miejscowych wodzów sowicie obdarowany złotymi ozdobami. W rzeczywistości, przez wiele lat Kostaryka była jedną z najbiedniejszych hiszpańskich kolonii w Ameryce. Roślinę, która zapewniła mieszkańcom względny dostatek, czyli kawę, zaczęto eksportować do Europy dopiero 10 lat po uzyskaniu niepodległości (w 1821 roku). Dziś kawa to jedna z podstaw kostarykańskiej gospodarki, a trzeba przyznać, że miejscowi potrafią ją wyśmienicie przyrządzać./.../ Oczywiście, w okolicach stolicy - San Jose - oraz innych większych miast jest sporo całkiem porządnych dróg i tu przeważają samochody osobowe. Ruch bywa spory, szczególnie na międzynarodowej szosie numer jeden, zwanej transamericana. Zwraca uwagęniemała ilość samochodów względnie nowych, i to tych z wyższych półek. Wynika to nie tyle z zamożności Kostarykańczyków (chociaż na tle innych krajów regionu Kostaryka jest dość zasobna), ile z ich przedsiębiorczości. Duża część tych Land Cruiserów, 4Runnerów czy Pajero to auta kupowane w Stanach Zjednoczonych, na aukcjach organizowanych przez towarzystwa ubezpieczeniowe. Krótko mówiąc, są to wyklepane "rozbitki".
Pokrewieństwo motoryzacyjnych dusz mieszkańców Kostaryki i Polski zauważamy też w innej dziedzinie. Mianowicie, nadjeżdżający z przeciwka mają zwyczaj mrugać światłami, ostrzegając przed kontrolą radarową. Na głównych drogach tych kontroli jest mnóstwo, przeważnie można sięna nie natknąć tuż za znakami ograniczenia prędkości. I tyle podobieństw. Reszta to już egzotyka i jeszcze raz egzotyka.
(Tekst Tomasz Jaźwiński, zdjęcia autor i Toyota)
Pełna treść artykułu ukazała sięw auto motor i sport 02/2005 na str. 72