Witam, jest to mój pierwszy post, więc się najpierw przedstawie. Nazywam się Michał i posiadam Starletkę z 97 roku. Otóż piszę, poniewaz mam pewnien problem. Auto ma juz 184 kkm. Do tej pory nic się nie działo ale ostatnio zaczęło się coś walić z zawieszeniem. Na początku było dziwne tarcie dochodzące z tyłu samochodu. Z braku czasu wybrałem jeden z warsztatów Shella z szybka obsługą. Chłopaki wymienili mi klocki, ale wspomnieli że łożysko tez nadaje się do wymiany. Za kilka dni przyjechałem z nastepną wizyta na wymianę tylniego łozyska. Niestety/Stety była to moja ostatnia wizyta w tego rodzaju serwisie. Po tej wymianie na byle jakiej dziurze czy wybrzuszeniu na które najechałem tylnim kołem z nowym łozyskiem, słychać było potworne stuki. Po podniesieniu auto okazało się, że luz na tym nowym lozysku był taki, że koło odchylało się o 1cm w każdym kierunku. Tak własnie zrobił to warsztat Shella. Jednak od pewnego czasu pojawiła się nowa przypadłość. Czasami podczas jazdy mniej więcej od 60km/h kierownica dostaje niesamowitych drgawek, przy odjęciu zupełnym gazu samochód się nie toczy ale hamuje sam z siebie bez naciskania hamulca. A gdy po odjęciu gazu nacisne hamulec to strasznie go znosi w prawo. Po pewnym czasie wszystkie objawy ustają. Ale powtarzaja się co pewnien czas. Czy to może źle założone bebny przez tych "fachowców" z shella, czy może cos z przednimi tarczami (ale żadnego swądu nie czuć), czy może cos poważniejszego z zawieszeniem (łożyska, amorki, kolumny)?
Przepraszam za długiego posta.